Trasy brukowe w górach

Układanie kostki brukowej Mazowieckie

Z zapakowanym żarełkiem i napitkiem wtarabaniliśmy się do auta i ruszyliśmy - tym razem jako Fantastic Four - w kierunku Karpacza. Wehikuł zostawiamy na parkingu, oczywiście po opłaceniu odpowiedniego haraczu dla parking-mastera i udajemy się w stronę Świątyni Wang - drewnianego kościółka przeniesionego do Karpacza w 1842 roku z Norwegii. Przy wychodzeniu wyżej towarzyszą nam delikatne opady deszczu, na szczęście przelotne. Ma to swoje plusy, bo po dojściu do Strzechy Akademickiej wita nas tęczowy obrazek, a silny wiatr przegania chmury i uracza nas ponownie słońcem. Wchodzimy z powrotem na brukowaną drogę i idziemy dalej, nie zatrzymując się w tym schronie. Wszak odległość od Samotni to raptem kilkanaście minut - nawet się człowiek nie zdąży zmęczyć.

Po około czterdziestu minutach docieramy do Spalonej Strażnicy, skąd szlak wiedzie nas już dalej Równią pod Śnieżką. Tutaj wiatr poczynał już sobie coraz śmielej, a chmurna aura zmieniała się z sekundy na sekundę. Z Równi pod Śnieżką zmierzamy dalej w kierunku Śląskiego Domu. Tam już będziemy u stóp naszej królewny, którą raz po raz spowijały chmury gonione wiatrem. Wejście ze Śląskiego Domu na Śnieżkę zwykle nie nastręczało trudności - ot trochę kamieni, o które można się potknąć i zaliczyć glebę. Tym razem było inaczej za sprawą wiatru, a w tym miejscu był on nie byle jaki. Dął z prędkością ok. 140 km/h, przewracał, utrudniał utrzymanie równowagi. To było zdecydowanie ekstremalne wejście. Po zejściu ze Śnieżki zatrzymujemy się w Śląskim Domu na rozgrzewkę i papu. Takie wietrzysko potrafi wymęczyć, więc trzeba było naładować bateryjki. Po obiadku schodzimy w dół szlakiem znakowanym kolorem czerwonym, który poprowadził nas Kotłem Łomniczki w kierunku Karpacza Biały Jar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz