Górskie szlaki na które nie wrócę za darmo...

Pewnie nie wypada czegoś takiego w ogóle mówić bo niechybnie narażę się na szykany i miano niegodnej spacerowania po górskich szlakach. Jednakowoż są miejsca, których unikam w swojej wędrówce z kilku prostych powodów zupełnie, lub prawie zupełnie nie związanych z górami. Jedyne czemu są one w pewien sposób winne to to, że są za dobre dla egoistycznych ludzi.
Jakoś tak się już dzieje, że często odwołuję się do wyobraźni człowieka i tego co ma pod czaszką bo góry jak stały tak jeszcze postoją niewiele w sobie zmieniają. Zawsze są stałe w swoim podejściu do człowieka, wymagają i nie godzą się na połowiczności. Człowiek jednak wiąż się zmienia i coraz to w inny sposób zaskakuje. 
górskie szlaki
O śmieciach już pisałam, o nierozwadze i lekkomyślności również. Dziś powieszę się na krosowcach i innych wyjcach leśnych. Co najgorsze nie jest to cichy sport. Nie bez kozery zazwyczaj stadiony do jazdy żużlowej są na uboczu i mają dodatkowe wyciszenia. Nie cierpię na tym tylko ja, ponieważ póki co na szczęście spotykam takich ludzi w kilku stałych miejscach ale najbardziej cierpią na tym zwierzęta, które zdezorientowane uciekają ze swoich kryjówek często pozostawiając swoje młode. To nie wymyślone przeze mnie historyjki tylko relacje wielokrotnie przytaczane mi przez leśników i myśliwych.
To jeden z powodów przez które raczej już nie wrócę np na Błatnią w okolicach Bielska, to jedno z ulubionych wypadów krosowców, których ja najzwyczajniej w świecie mam dość. Może to i egoistyczne myślenie, bo faktycznie mi to przeszkadza ale chyba są dla nich jakieś ograniczenia? Czy są zupełnie poza prawem? I nic nie można zrobić w sprawie ich wszędobylstwa?!

Padać nie przestaje....

Zrozumiałam, że może faktycznie za dużo wymagałam gdy prosiłam o słoneczny weekend majowy by zrobić małe okrążenie po schroniskach górskich w Ustroniu. Nawet udało mi się pogodzić z tym, że słońce przysłoniły chmury i padał ulewny deszcz. Kolejny długi weekend związany z Bożym Ciałem już mnie trochę załamał, bo miałam zaostrzony apetyt na Małą Fatrę na Słowacji. Była już zebrana ekipa, transport, plecak tylko czekał żeby go spakować i ruszyć przed siebie...
trudna droga na szczyt
Deszcz! Nawet nie deszcz a ogromna ulewa od miesiąca psuje mi notorycznie plany. No na miły Bóg! Nie jestem z cukru i mam niezły sprzęt ale Mała Fatra w deszczu to przeczy zdrowemu podejściu do chodzenia po górach takiego hobbysty jak ja. No właśnie i po raz kolejny odwołuję się do samoświadomości. Na własnym przykładzie, co z tego że mam niezły i wypróbowany w wielu okazjach sprzęt skoro fizycznie mogę w pewnym momencie paść. Bo czym innym jest sytuacja w której burza, ulewa ZASKAKUJE nas na górskim szlaku a czym innym świadoma decyzja, że nie odkładamy ostrego podejścia w trudnych warunkach, które utrzymują się od dłuższego czasu!
Ciekawi mnie co inni traperzy myślą na ten temat. Czy zew przygody jest silniejszy czy może kojące krople deszczu najlepiej sprawdzają się za okienną szybą przy dobrej podróżniczej książce, czy filmie odkładanym już od dłuższego czasu?